pomawiały się nawzajem, że się chce jeden kosztem drugiego na świeczniku znaleźć.<br>Wszczął się zgiełk i tumult, zrobił rejwach i harmider, zapanował dziki hałas, kakofonia, kocia muzyka, rozpoczęły się przepychanki, pyskówki, kotłowanina, draka na całego, naprężenie rosło, sięgało szczytu, aż wreszcie jeden z kołków przeciągnął strunę, ta nie zdzierżyła, wyrwała kołek i zaczęła walić nim w ramę, na to młoteczki odpowiedziały waleniem w struny, wieko - waleniem w klawisze, lichtarze - waleniem w pudło..., i w końcu rozwaliłby się, zwalił i zawalił cały instrument, gdyby nie dotychczasowa ofiarność i cierpliwość... czterech kółek, o których istnieniu na śmierć zapomniano, a na których przecież spoczywa