Typ tekstu: Książka
Autor: Pankowski Marian
Tytuł: Fara na Pomorzu
Rok: 1997
Bonn na dachu swego mercedesa przywieźć, żeby go wypchać i w szklanym mauzoleum pokazywać - mój kościelny wie, dokąd gościa zaprowadzić, wie, gdzie czaty obiecujące i jaką przynętę tego dnia przygotować. Pewnie... teraz wszyscy handlują... - Śmieje się. - Dziś chyba tylko my dwaj tu nie handlujemy... Aa, żeby nie zapomnieć. Jutro rano Polacy tu mszę swoją mają. Potem chór dziecięcy, pieśni wielkopostne... nastrój, jakiego pan docent nie zna...
Hans jakby zmarkotniał.
- Chyba zajdę, żeby posłuchać. - Patrzy dziwnie w oczy proboszcza.
- Tak jak zachodzili do tego kościoła nasi żołnierze...
Ksiądz Joachim, jakby sprawdzał kątem oka tlenie się tytoniu. Mruży oczy.
- Zachodzili, zachodzili... Jedni stali
Bonn na dachu swego mercedesa przywieźć, żeby go wypchać i w szklanym mauzoleum pokazywać - mój kościelny wie, dokąd gościa zaprowadzić, wie, gdzie czaty obiecujące i jaką przynętę tego dnia przygotować. Pewnie... teraz wszyscy handlują... - Śmieje się. - Dziś chyba tylko my dwaj tu nie handlujemy... Aa, żeby nie zapomnieć. Jutro rano Polacy tu mszę swoją mają. Potem chór dziecięcy, pieśni wielkopostne... nastrój, jakiego pan docent nie zna... <br>Hans jakby zmarkotniał. <br>- Chyba zajdę, żeby posłuchać. - Patrzy dziwnie w oczy proboszcza. <br>- Tak jak zachodzili do tego kościoła nasi żołnierze... <br>Ksiądz Joachim, jakby sprawdzał kątem oka tlenie się tytoniu. Mruży oczy. <br>- Zachodzili, zachodzili... Jedni stali
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego