mi się alarmowym dzwonkiem, protestem rzeczywistości niweczącej złudę. Znów mam ochotę biec za Janką Birmin, ale już nie po to, żeby ją zwymyślać.<br>- Czego chciała ta dziewczyna? - pyta Suzanne. Czuć w jej głosie, że wie, iż odbyło się coś przeciwko niej.<br>- Ach - mówię - to taka dziewczyna z Krakowa, trochę ma źle w głowie. Nie warto o tym mówić, Suzanne.<br>Ale rozmowa umilkła i nie daje się nawiązać. Widzę, że Suzanne z trudem powstrzymuje łzy, że - tak jak to ona - rozumie coś, czego nie rozumie. Mieszają się we mnie uczucia tkliwego współczucia z niezrozumiałą radością, że Suzanne cierpi. Niech cierpi. Niech cierpi