kłębek i tak trwam. Skupiam się cała na tym, żeby wyczuwać, jak to rośnie. Jak się rozplenia, rozpełza, rozprzestrzenia. <br>Patrzę na fotografię mamusi. Potem zamykam oczy, widzę mamusię jak przez mgłę i czasem udaje mi się do niej wrócić. Pogrążyć w niemowlęctwo, w dzieciństwo, w szczęśliwość. I jest mi dobrze. <br>A w Grzesia uciekać nie mogę. Przeszkadza świadomość, że dopuszczałam się jakiejś obrzydliwości dając mu siebie razem z tym obcym żyjątkiem. Że już wtedy to we mnie było. Wstyd. Odraza. <br>Wszystkie nerwy na wierzchu. Wtulam twarz w poduszkę. Widzę, jak otwiera się moja blizna. A ona mówi, mówi, mówi, jeździ szmerglem