bulgotać śmiech, ale jeszcze próbowała go opanować. - Mon cheri dziecko! Czy jeździłaś, mon enfant, kiedyś le bateau ... vapeur, który coula na dno de la rivi`ere?... - To było już ponad wytrzymałość enfant. Parskając, dusząc się od chichotu, wybiegła kłusem z salonu, goniona spojrzeniami: zdumionym pani Sweczyn, zgorszonym - matki, rozbawionym - Klemuni.<br><br> Ach, Klemunia! Jedynie ona rozumiała siostrę, jedynie z nią Eliza nie czuła się samotna i niczyja. Godzinami mogły rozmawiać o ojcu, wielbiły go, że był "taki uczony" i tyle po sobie zostawił książek w różnych językach. "Były tam i bezbożne, masońskie"! - mówiła czasem, żegnając się, babcia Kamieńska. To ona, babka, zawiesiła