dzieckiem.<br>Słowem, wszechwiedza narratora zdaje się wydrwiona, jaskrawie ośmieszona. Informacje, uzasadniające bieg akcji, zostały jakby zapomniane... a potem wtrącone, dosypane do narracji. Jest tak, jakby opowiadacz, zwracając się do swego adresata, uprzytamniał sobie nagle zastrzeżenia, które budzi prawdopodobieństwo historii... i starał się niezręcznie zaklajstrować luki i uzasadnić prawdomówność własnego bzdurzenia. Adresat jest tu obecny wyraźniej, niż się zdaje. Domaga się implicite wyjaśnień odnoszących się do czynności opowiadania. Mniema, że akcja wkrótce się skończy, że obłąkany ciąg zdarzeń zostanie wyjaśniony i uporządkowany, przynajmniej zaś przerwany. Stąd kilkakrotne: "I na tym zapewne byłoby się skończyło". Ale... właśnie, istnieje "ale", "dodatkowa okoliczność", która sprawia