emalią, objęte puszystymi gałązkami bożego drzewka, związane ciemną zielenią bluszczu. <br>Karafka stała obłudnie skromna, pełna rośnych przezroczystości. Talerze porcelanowe o wytartych złoceniach, no i sztućce pewnie srebrne, bo rezygnujące z kantynowego połysku na rzecz szarej dostojności. <br>Drzwi otworzone zamaszyście, a w nich proboszcz. Młodym osiemdziesięcioletnim krokiem podchodzi do Hansa i: <br>- Alleluja, mein Sohn... <br>- Alleluja, Herr Pfarrer... <br>Gerta nalała wódki. Hans udaje zdziwienie. <br>- A pani? <br>- Danke... - Uśmiechnęła się tyle że tyle, nie chcąc urazić mężczyzn ze wzniesionymi kieliszkami. <br>- Prosit... <br>- Prosit... <br>Zupa była pomidorowa podbita atłasową śmietaną. Jedli chętnie, odkładając słowa na potem. Kiedy podnosiła talerze z łyżką na dnie, przyjęła ich uśmiech