odsiecz, ripostował zwycięski: "A tam, austriackie gadanie!" <br>Nic nie można było zrobić. To jego "austriackie gadanie" definitywnie zamykało dyskusję, przerywało interlokutorowi w pół zdania, zostawiając go z niemo otwartymi ze wzburzenia ustami, z rękami uniesionymi w powietrzu, jakby się wyczerpał cały zapas energii, jakby dramatyczny gest bezsilności musiał pozostać niedokończony. <br>"Austriackie gadanie" było najgorszą kpiną, na jaką mógł się zdobyć ojciec. Stwierdzało, nic nie stwierdzając, że wszelkie argumenty oponenta są do niczego, że trzeba nieźle popracować nad retoryką, zanim się zacznie zapuszczać w taki gąszcz pojęć. <br>W rzeczywistości chodziło jedynie o niewolnicze wypełnianie nakazów, nawet tych zupełnie pozbawionych sensu. Był to jednak