fenoazjaty</> i usiadł za SWAT-owcem, który zajął miejsce sponiewieranego nieco AGENTA, tego, co przyprowadził tu motor. Hunt wziął ją na ręce - i syknął przez zęby: parzyła. W braku jednej dłoni musiał przyciskać do siebie to ciało omal jak niemowlę: nie mógł posadzić przed sobą, nie mógł położyć na kolanach. Bał się, że mu się wyślizgnie: nie miała kończyn, nie było za co schwycić. Ubranie na niej rozeszło się, popruło, zestrzępiło, naga skóra paliła w dotyku, miejscami czerwona, miejscami żółta. Elastyczne opaski podtrzymywały liczne <orig>krwiodajki</> wyszabrowane z rozbijanych po drodze automatów. Nie mógł dopatrzyć się oczu, w ogóle - twarzy. Skądś ciekła cuchnąca