swoim oknie jakaś ociemniała szwaczka. W mrokach, w jakich żyła, widać już było tylko to, co świeciło własnym światłem.<br>Tragarze Raucha, z płatkami czarnej sadzy na twarzach, przybiegli co sił w nogach, by wraz z pluszowym fotelem wytaszczyć go z mieszkania. <br>- Nie wzywałem - wołał od fortepianu dyrektor teatru. - Wynoście się.<br>- Bez łaski - dyszeli tragarze, uciekając. - Niech go piekło pochłonie.<br>Jacques Rauch pozostał przy białym fortepianie, jakby był do niego przykuty niewidocznym łańcuchem. W gorącym powietrzu wysokie rejestry dźwięczały coraz niżej, a niskie charczały już ledwo słyszalnie. Struny grały muzykę płynącą wprost z trzewi świata, tę, która nie potrzebuje klawiatury. Biały fortepian fałszował