Typ tekstu: Książka
Tytuł: Klechdy domowe
Rok wydania: 1996
Rok powstania: 1960
dziewek, że chciał leźć wyżej, nie podrósłszy, a co najgorsza, patrzeć na łzy i smutek swojej Małgoli. Gdy kilka tygodni tak przeszło, a nie było nadziei, żeby młynarz dał się zmiękczyć, Jasiek, wspomniawszy sobie skarby pod Zamkową Górą, postanowił raz jeszcze udać się o pomoc obiecaną do Bony.

*
Podług zwyczaju Bona przyjęła Jasia łaskawie, pytając, czego by potrzebował.

- O wielmożna królowo! - począł Jaś, kłaniając się do ziemi. - A dyć to jeszcze nie koniec utrapieniu memu!... Prawdać, Małgola mnie kocha, choćby w ogień za mną wlecieć, ale cóż, kiedy jej ojcowie wyśmieli się jeno ze zalotów moich, a młynarz zaklął się, że
dziewek, że chciał leźć wyżej, nie podrósłszy, a co najgorsza, patrzeć na łzy i smutek swojej Małgoli. Gdy kilka tygodni tak przeszło, a nie było nadziei, żeby młynarz dał się zmiękczyć, Jasiek, wspomniawszy sobie skarby pod Zamkową Górą, postanowił raz jeszcze udać się o pomoc obiecaną do Bony. <br><br>*<br>Podług zwyczaju Bona przyjęła Jasia łaskawie, pytając, czego by potrzebował. <br><br>- O wielmożna królowo! - począł Jaś, kłaniając się do ziemi. - A &lt;orig&gt;dyć&lt;/&gt; to jeszcze nie koniec utrapieniu memu!... Prawdać, Małgola mnie kocha, choćby w ogień za mną wlecieć, ale cóż, kiedy jej ojcowie wyśmieli się jeno ze zalotów moich, a młynarz zaklął się, że
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego