Zreflektowała się i podeszła do "krystka" - czarnego piecyka wojennego na węgiel i brykiety, ustawionego pod oknem, z rurą wychodzącą prosto przez okno na podwórko. Ustawiła czajnik z wodą na rozgrzanych fajerkach i przeprosiła mnie na chwilę. Wyszła do pokoju, zobaczyć, a może porozmawiać z Baśką. Wróciła po chwili. <br>- Śpi, dziecinka, Boże Najświętszy, żeby to wszystko już minęło, nie wytrzymuję tego napięcia - znów rozżaliła się profesorowa. Czekałem cierpliwie na herbatę i na dalszy rozwój sytuacji. Nie chciałem zachęcać do wynurzeń, trochę ze strachu, że usłyszę naprawdę coś okropnego, trochę przez delikatność, nie chcąc wymuszać informacji, których udzielenia może potem będzie żałowała. Jestem zresztą