O, Mariuszek któregoś dnia, gdy miał cztery latka, przepadł jak kamień w wodę... Stefcia, służąca, choć poznanianka, dostała spazmów. Szukały go wszędzie, w całym sadzie, w całym domu i pod stołem w jadalni, gdzie lubił zasiadać ukryty za obrusem i zajadać masło z cukrem wykradzione ze spiżarni. Dzieciaka nie było! Boże święty, Cyganie ukradli? Ależ do Grodna od lat Cyganie nie zaglądali. Pobiegły do sadu, przeszperały krzewy malin, bo czasem tam lubił zasypiać. Na jabłonki i wiśnie też nie wlazł. U sąsiadów na Piaskowej ani go widzieli. No, brakuje tylko, żeby wrócił z sądu Franek i przekonał się, że nie umiały mu