ciebie babę.<br>Nie był pewien czy jęknął, czy tylko mu się tak zdawało, ale podciągnął nogi do piersi, osłaniając podbrzusze. Usłyszał daleki śmiech, szare plamy zbliżyły się do niego, tylko uchwyt na ramionach był jedynym pewnym odczuciem napływającym z ciemnego, rozmytego świata. Gwałtowne szarpnięcie otworzyło Magwera niczym muszlę rzecznego małża. Brudne, silne dłonie zaczęły obmacywać jego ciało. I kiedy już wszystko wydawało się skończone, kiedy Magwer umarł już wielokrotnie, nagle poczuł gryzący zapach, usłyszał chrapliwy, dochodzący zewsząd kaszel. Po chwili i jego dopadła gryząca woń. Przeturlał się na bok, zaczął kasłać, tak silnie, jakby zaraz miał wypluć własne trzewia, oczy podeszły