Całe miasto pachniało świeczkami, taniec światełek, ciepły, żywy płomień odmieniał budowle, przydawał uroku. Ponad konarami drzew dygotały ognie gwiazd, ogromnych, szklistych, jakby niebo opuściło się między domy, strząsnęło błyszczące okruchy na progi, mury i ścieżki. Bogini Lakszmi z lampą w obu dłoniach prowadziła szczęśliwy los ku oczekującym, błagającym w mroku.<br>- Ciekawy jestem, czy nasz dom będzie miał światła, nie dałem pieniędzy kucharzowi, zapomniałem na śmierć - uprzedzał Istvan.<br>Kiedy jednak wjechali na trawiasty plac z ulgą spostrzegł chwiejny grzebyk płomyczków na niskim murze, mroczna grota werandy kosmatej od pnączy rozbłysła żółto lampkami. Czokidar stał w rozkroku, wsparty na grubym bambusie, u jego