żadnej żałoby, jest cały z życia, idzie z Zośką, zagadani, roześmiani, spłynęło jak woda po psie, przecież tego chciałaś - nie tego, nie tego! Sama mówiła, że się całowali, pewnie teraz znów... jak mógł tak łatwo, przecież tak chciałaś, nie tak, nie tak! przecież nic nie wie, gdyby wiedział, to co? Co? Co? <br>Kilka kroków szłam za nimi, do Kopernika, potem wróciłam do domu, ogłuszona, zmartwiała, chciałam to zrobić zaraz, ale zasnęłam nie wiadomo kiedy, zasypiając pomyślałam: jutro. Jutro. <br>Przysuwam się do okna. Pada deszcz. Już wieczór, właściwie zmierzch, "szara godzina", pora, którą uwielbiam. Uwielbiałam. Patrzę, jak w deszczowej mgiełce już świecą latarnie