z głodu...<br>Pogwarzając szli w kierunku dalekiej studni.<br>- Oczywiście, ani, ani... - skomentował Olo po drodze stan robót nad wierconą opodal studnią. Czterech wychudłych jeńców, w rozpiętych frenczach i koszulach rozchełstanych na zlanych potem piersiach, chodziło po dawnemu, jak konie w kieracie, wokół mizernego świdra.<br>- Jeden z kolesiów od nas, z Dywersji, miał przyjaciela Niemca... odezwał się nagle.<br>Milczeniem prosił o komentarz. Wytworzył się między nimi ciekawy koleżeński stosunek. Olo, jakby chciał go przeprosić za swoją przewagę w służbie, Ostentacyjnie uznawał jego autorytet we wszystkich sprawach ogólnych. - Kto to był?<br>- Ahlgrim się nazywał, żołnierz. - No, ale kto tak w ogóle?<br>- Jak to