tam podchodzili do radiowozu różni inni policjanci, a także taksówkarze i ludzie obcy, a policjanci informowali, że złapali złodziei. Padały przy tym różne wulgarne wyzwiska. O szóstej przybył pod sklep prezes PSS-u, pan Wojciech Gach. Podszedłem, by z nim porozmawiać, jako że kiedyś pracowałem w PSS-się. Jedynie pan Gach potraktował nas jak ludzi, przyjął moje tłumaczenie. Panowie policjanci w chwilę później stwierdzili, że ta kradzież, bo o to nas posądzono, nie dotyczy nas, że to nie o nas chodzi. Nie było słowa przepraszam, ani żadnego wytłumaczenia prócz tego, że mają prawo sprawdzać każdego, bo to ich praca.<br>Zastanawiam się