jedno, ten słony dotyk, było dzisiaj pewne. Czuł, że potrafi wyprowadzić dziewczynę, która przy nim stała, z powrotem na powietrze. Zabrać ją gdzieś daleko, w artystyczne zaułki nie wyszczerbionej żadnymi bombami Zachodniej Europy, do jakiejś Holandii albo w końcu, niech już będzie, Anglii, zabrać do domu z jasnymi meblami z Habitatu czy Ikei, domu z dużą kuchnią, gdzie będą jeść dużo sałaty i wąchać hinduskie trociczki zamiast kiblowego smrodu tutejszych papierosów bez filtra. To jedno było proste: wystarczyło teraz, nic już nie mówiąc, bez żadnych tłumaczeń wziąć Lidkę za rękę i pociągnąć za sobą po cementowych schodach i dalej, jeszcze dalej