w jakimś <br>nieznanym języku, zdaje się, że po chińsku, gdyż <br>jedyny wyraz, który zrozumiałem, było to nazwisko doktora <br>Paj-Chi-Wo.<br><br>Wreszcie wsiedliśmy do tramwaju, który niezwłocznie ruszył. <br>Pan Kleks, pragnąc uniknąć ścisku, pozostał na <br>zewnątrz i szybował obok w powietrzu.<br><br>Przez jakiś czas jeszcze widzieliśmy stojącego na przystanku <br>inżyniera Kopcia. Pozaplatał palce obu rąk w warkoczyki <br>i machał nimi z daleka na pożegnanie. W ciemnościach <br>wieczoru, na tle łuny bijącej od fabryki, długa jego postać <br>sięgała aż pod samo niebo.<br><br>Dopiero gdy tramwaj skręcił w ulicę Niezapominajek, <br>straciliśmy inżyniera Kopcia z oczu. Niebawem wjechaliśmy <br>na samogrający most, który tym razem