swetrem przydusić, gasić, wodą polewać. Beznadziejne... Kolejny strażak w srebrzystym uniformie cofał się w pośpiechu. Znowu ktoś, i jeszcze, jeszcze, ogniste ciała jak robaki wypełzały z szaleńczego ognia i kładły się pokotem kilka metrów przed tłumem. Zygmunt o mało nie zemdlał. Z boku usłyszał znajome hukanie. To jednoręki Wojtuś z Kucem, który patrzył oczarowany na wynurzające się z ognia postacie. Coś mu chyba strzeliło do łba, bo naraz wyrwał się do przodu.<br>- Kuc, wracaj, idioto, ale już! - Wojtuś machnął groźnie potężną ręką. - Co za czub. Spalisz się! Mówię ci, wracaj!<br>Jednak Kuc ani myślał wracać. Stanąwszy w rozkroku, zaczął podskakiwać z