Typ tekstu: Książka
Autor: Krzysztoń Jerzy
Tytuł: Obłęd
Rok: 1983
tym gestem, jakbyśmy pokonali
pierwszą przeszkodę na długim i trudnym dystansie.
Minęły dni moich trwóg, piątek i sobota, moich oczekiwań na dzień
odwiedzin, moich prywatnych agonii.
Wszystko minęło na razie, choć pozostało we mnie, "bo nic nie
ginie, jeno fale z tych kości dziwy tworzą nowe, bogacąc skarby
głębinowe..." - powiedział Łabędź z Avonu.
W niedzielę Helena nie przyszła, natomiast przysłała mi kuzyna.
Kuzyn był przerażony, pocił się, czerwieniał i bladł.
Taki wrażliwy człowiek.
Strzelał wokół płochliwym okiem.
Wiercił się jak na rozżarzonych węglach, gryzł wargi.
Wtedy uświadomiłem sobie, jak niebiańską wrażliwość miała Helena
i jak cudownie potrafiła nad nią panować, patrząc
tym gestem, jakbyśmy pokonali<br>pierwszą przeszkodę na długim i trudnym dystansie.<br> Minęły dni moich trwóg, piątek i sobota, moich oczekiwań na dzień<br>odwiedzin, moich prywatnych agonii.<br> Wszystko minęło na razie, choć pozostało we mnie, "bo nic nie<br>ginie, jeno fale z tych kości dziwy tworzą nowe, bogacąc skarby<br>głębinowe..." - powiedział Łabędź z Avonu.<br> W niedzielę Helena nie przyszła, natomiast przysłała mi kuzyna.<br> Kuzyn był przerażony, pocił się, czerwieniał i bladł.<br> Taki wrażliwy człowiek.<br> Strzelał wokół płochliwym okiem.<br> Wiercił się jak na rozżarzonych węglach, gryzł wargi.<br> Wtedy uświadomiłem sobie, jak niebiańską wrażliwość miała Helena<br>i jak cudownie potrafiła nad nią panować, patrząc
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego