Rabbi Hiram ben Eliezer obrzucił swój wehikuł tęsknym spojrzeniem, ale kiwaniem brody przyznał obcemu rację.<br>- A teraz - obcy spojrzał nad las, na wierzchołek świerka - bywajcie. Obowiązek wzywa. <br>- Myślałem - odważył się Reynevan - żeście ich tylko straszyli... <br>Jeździec spojrzał mu w oczy, a wzrok miał zimny. Wręcz lodowy. <br>- Straszyłem - przyznał. - Ale ja, Lancelocie, nigdy nie straszę na wiatr. <br>* <br>Zapowiadanym przez Urbana Horna podróżnym okazał się ksiądz. Powożący sporym wozem grubasek z głęboko wygoloną tonsurą, odziany w płaszcz obszyty tchórzami. <br>Ksiądz zatrzymał konia, nie schodząc z kozła wysłuchał opowieści, przyjrzał wozowi ze złamaną ośką, przypatrzył uważnie każdemu z trojga uniżenie proszących, pojął wreszcie, o