i ferii zimowych, forsa leciała nie za duża, ale stała, więc Krzyś tolerował nie zawsze kulturalne towarzystwo, wódeczki popijane często z gospodarzem, uciążliwe sprzątanie po wyjeździe gości. Wszyscy - prawie wszyscy - przyjezdni bardzo Krzysia lubili i wszyscy mówili do niego per "baco". Aż wreszcie, gdy tak bacowali mu jacyś wyjątkowo niesympatyczni Lublinianie, Krzyś z uroczym uśmiechem wyjaśnił im różnicę, między "bacą" a "gazdą". <br>- Gospodarz, właściciel gospodarstwa to gazda. Baca zaś zajmuje się owcami. A ja jestem ni to ni owo, bo zwykle mam do czynienia z baranami.<br>Nowy hotel stał na przeciwko urzędu telekomunikacji, także zbudowanego na FIS, i w pobliżu Domu