oddani prawdzie, albo tacy nawet byli. To wszystko dokładnie pamiętał.<br>Umarł więc pogodnie, choć wiedział, że pozbawia świat wiarygodnego świadectwa. Wierzył jednak, że pozostaną inni, którym świadectwo swojej pamięci przekazał. Umarł w roku 1956, w małym mieście prowincjonalnym, u dalekich krewnych, którzy przyjęli go pod swój dach, gdy opuścił więzienie. Ludzie, co przygarniają skrzywdzonych, są w tym kraju zawsze obecni. Chory i pozbawiony sił, siadywał zwykle w swym pokoiku, przy otwartym oknie. Za oknem był sad, pachnący kwiatami jabłoni i grusz. Właśnie stamtąd przyszła na niego śmierć