wydając ze siebie swe tryle pedryle,<br><br>będzie ci demonstrował swe ohydne wzwody.<br>Zgubionyś, dyrektorze! Straszny inwertyta<br>nadciąga w kłębach perfum. Twierdza twa zdobyta!</><br> <br><br><div type="poem" sex="m" year=1958><tit>Do Zielonookiej</><br><br><intro>Marcie Miklaszewskiej</><br><br><br>Nie tak czarny jest Murzyn wśród nocy głębokiej,<br>nie tak biały śnieg świeży, gdy na ziemię spada,<br>nie tak koral rumiany, nie tak Luna blada,<br>jak zielone są oczy mej Zielonookiej;<br><br>i nie są takie ciche jesienne półmroki,<br>ani kot, gdy się chyłkiem ku zdobyczy skrada,<br>ani motyl, gdy skrzydła na kwiecie rozkłada,<br>jak ciche są jej w mroku stąpające kroki.<br><br>Kiedy z nocy szalonej, jak z szumiącej rzeki<br>pełnej wirów podstępnych i groźnych