pieprz, Pietrze, wieprza pieprzem", czy też: "przeleciały trzy pstre przepiórzyce". Po południu pod czujnym okiem Maca i Vilberta przechadzałem się jeszcze trochę samotnie, z pochyloną głową i zmarszczonym czołem, po podwórku i dopiero potem mogłem spotkać się z Janką na ławce koło drzewa.<br>Gdy znalazłem się w tej niewoli u Maca i Vilberta, gmach szkolny, przemieniony na obóz dla wartościowych i interesujących ludzi różnych nacji, wydawał mi się jakąś obszerną przestrzenią wolności, pełną przeróżnych możliwości. Patrzyłem z zazdrością na ludzi wolnych, którzy po śniadaniu mogli, nie skrępowani cudzą wolą, udać się albo na podwórko, albo pograć w karty, przespacerować się po