ożywiona, trochę podniecona, oczy jej błyszczały. Drozdowski w białym płóciennym ubraniu, ze swymi czarnymi włosami i oliwkową cerą bardziej niż kiedykolwiek robił wrażenie południowca, Hiszpana albo Włocha.<br>Kotowicz spojrzał na wolne obok krzesło: - Można?<br>- Ależ tak, błagam pana, niech pan siada. Marzyłam, żeby pana spotkać.<br>- Pani!<br>- A wie pan, dlaczego? Mam do pana, kochany dyrektorze, wielką prosbę.<br>- Zawsze do usług - przyłożył rękę do serca. - Dla pani wszystko.<br>- Ale to bardzo materialna sprawa. Niestety. - Trudno. Nie samym duchem człowiek żyje.<br>- Słusznie - wtrącił Drozdowski. - Jako lekarz mogę coś o tym powiedzieć. Pozwoli pani, że ją wyręczę i zreferuję sprawę dyrektorowi?<br>- Och, świetnie - ucieszyła