czytali, dali kolację i nawet batona. Już drugiego tego dnia, więc się Adrian przyznał uczciwie, że to być może pomyłka. - Ale oni mi wcale tego batona nie zabrali. Więc połowę zjadłem, a połowę wziąłem ze sobą - mówi Adrian. - A potem pomyślałem, że mógłbym być też królem. Albo Batmanem. Albo najlepiej Matriksem.<br><br>Arek-piłkarz, przeciwnie, na stadionie nabrał wątpliwości, czy się aby na pewno nadaje do roli. Obok była drużyna, ćwiczyli. Czy z taką drużyną, dumał Arek, byłby się w stanie dogadać on, chłopak z pogotowia? Ludziom nie ufa programowo, nie przyjaźni się z zasady, bo jest na to za cwany. Ale