Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
rzeczach, których wcale nie widzisz... Nie potrafisz ich widzieć... Powtarzasz to, co ktoś inny wymyślił. Zresztą większość ludzi zna przyrodę tylko z literatury. Ja nie jestem ślepa, to wy jesteście bezmyślni... Poeci stwarzają piękno nie istniejące, a wy im wierzycie na słowo.



Nazajutrz rano wuj Benedykt woził mnie na saneczkach. Nadrabiał miną, rżał jak koń, żartował i starał się pobudzić mnie do śmiechu. Okrążyliśmy osiedle kolejowe i dotarliśmy aż do wioski na skraju lasu. U znajomej chłopki piliśmy gorące mleko, a potem, gdy zaczęła się zadymka, wuj galopując na przełaj przywiózł mnie do domu. Była to wspaniała jazda: śnieg zasypywał oczy i
rzeczach, których wcale nie widzisz... Nie potrafisz ich widzieć... Powtarzasz to, co ktoś inny wymyślił. Zresztą większość ludzi zna przyrodę tylko z literatury. Ja nie jestem ślepa, to wy jesteście bezmyślni... Poeci stwarzają piękno nie istniejące, a wy im wierzycie na słowo.<br><br>&lt;gap reason="sampling"&gt;<br><br>Nazajutrz rano wuj Benedykt woził mnie na saneczkach. Nadrabiał miną, rżał jak koń, żartował i starał się pobudzić mnie do śmiechu. Okrążyliśmy osiedle kolejowe i dotarliśmy aż do wioski na skraju lasu. U znajomej chłopki piliśmy gorące mleko, a potem, gdy zaczęła się zadymka, wuj galopując na przełaj przywiózł mnie do domu. Była to wspaniała jazda: śnieg zasypywał oczy i
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego