którym można było zasiąść zdjąwszy buty. Wkupili się w jej łaski nie tylko rubelkami, ale miedzianą miską do smażenia konfitur, osobliwym trafem zabraną z Grodna i przechowywaną przez kazachstańskie lata. Złoty kolor miedzi, zgrabny kształt i dźwięk, jaki wydawała puknięta palcem, zachwycił Gulsarę, która z wdzięcznością przyjęła miskę w podarunku. Nawarzyła ryżu z ingrediencjami, sypiąc ziół wszelakich i korzeni, i zaprosiła ich na pilaw. Tadżi lepił z niego tłuste kulki i wtykał do ust każdemu po kolei. Ziuta, od której zaczął, trzepnęła go po ręce. Tadżi żachnąwszy się wytrzeszczył oczy. I licho wie, czym by się to skończyło, gdyby Jaśka nie