więc najpierw zrobił minę, jak do kotki: kiziu-miziu ci-ci-ci, głaszcząc Ewę po plecach, w chwilę potem odwrócił się do koszyka - niby po butelkę wina - i wtedy dostrzegł za chojakiem, najwyżej pięćdziesiąt metrów od nich, metalowy błysk na policyjnym daszku. A przy nim kapelusz.<br>Nalał więc do kieliszków.<br>- Nie ma rady, towarzyszko, pacałujemy się, żeby ich cholera wzięła.<br>Ucałowali się - i dalej się mizdrzyli do niemożliwości, bo <page nr=298> co tu robić! Nic im jakoś do głowy nie przychodzi, wtem patrzą - walą do nich Bajurski z Rychlikiem.<br>Gdy się zbliżyli nieco, Szczęsny - nie puszczając Ewy po cichu do Staszka, bo ten był bystrzejszy