przywoływanym "na okoliczność" spotkania dziewczyny miłej i sympatycznej, uśmiechem, który może doda otuchy wracającej do niezbyt miłego domu kobiecie, zagonionej za codziennymi sprawami, nie mającej czasu na romanse ani nawet na nikomu niepotrzebne uśmiechy. Wychodziła z bulanżerii z siatką zakupów, z której wystawały dwie złociste bagietki, sałata i pęczek cebuli. O mało co bym się z nią zderzył na chodniku, zatrzymałem się gwałtownie, ale lekkiego potrącenia nie udało się już uniknąć. Zamyślona, nie widziała mnie początkowo, szukała wzrokiem przyczyny, która ją zatrzymała. Zacząłem bąkać jakieś serdeczne francuskie ekskuzy, kiedy cofnęła się o krok i krzyknęła:<br>- Jezus, Maria! To ty? Jakim cudem