mu zdrowie, a może i życie poczciwy dwumetrowy "bambus", nieodłączny towarzysz wycieczek narciarskich pionierów "białego szaleństwa" w Tatrach i Alpach. Zaruski spadał w dół i nie mógł się zatrzymać, prawdziwie była to "śmiertelna jazda", jak o takich chwilach pisał potem w Na bezdrożach tatrzańskich., książce godnej polecenia każdemu miłośnikowi gór.: "Pierwsza myśl, stać, zatrzymać się. Ale jak? Narty leżą na lodzie bezwładnie. Wykręciłem się więc twarzą do lodu i <orig>"pazdury"</>, zamknięte z grubych rękawicach, wpiłem w podłoże. Skutek był taki, jak gdybym po szkle wodził palcami... Rozpacz. Stój, stać! - krzyczał mi instynkt samozachowawczy do ucha. Jechałem już bardzo szybko...Trzask prask