Typ tekstu: Książka
Autor: Artur Baniewicz
Tytuł: Drzymalski przeciw Rzeczpospolitej
Rok: 2004
Nie było wiatru. Nic się nie poruszało.
Kiernacki zastygł, chłonąc widok. Na te parę sekund zrobiła się piękna.
- Co? - uniosła dłoń, dotknęła koniuszkami palców właśnie tego miejsca, gdzie nauczył się odnajdować rodzący się gniew, w którym niemal na trwałe zagnieździła się subtelna kpina i skąd wypływały na twarz rzadkie uśmiechy. - Pobrudziłam się?
- Nnnie - zawahał się. A potem, kierowany bezmyślnym impulsem, nagle zmienił zdanie. - To znaczy tak. Poczekaj...
Uniósł rękę, jak gdyby nigdy nic musnął palcami jej policzek.
- Musiałam jeść jak świnia - uniosła nieoczekiwanie wzrok. W miejscu, którego nie odważył się dotknąć, migotał odrobinę ironiczny, ale przyjazny uśmiech.
- Co? A... tak. To
Nie było wiatru. Nic się nie poruszało.<br>Kiernacki zastygł, chłonąc widok. Na te parę sekund zrobiła się piękna.<br>- Co? - uniosła dłoń, dotknęła koniuszkami palców właśnie tego miejsca, gdzie nauczył się odnajdować rodzący się gniew, w którym niemal na trwałe zagnieździła się subtelna kpina i skąd wypływały na twarz rzadkie uśmiechy. - Pobrudziłam się?<br>- Nnnie - zawahał się. A potem, kierowany bezmyślnym impulsem, nagle zmienił zdanie. - To znaczy tak. Poczekaj...<br>Uniósł rękę, jak gdyby nigdy nic musnął palcami jej policzek.<br>- Musiałam jeść jak świnia - uniosła nieoczekiwanie wzrok. W miejscu, którego nie odważył się dotknąć, migotał odrobinę ironiczny, ale przyjazny uśmiech.<br>- Co? A... tak. To
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego