ostatnim z jemu dedykowanych poezji. Później, już jako dorosły młodzieniec, popełniłem jeszcze trochę utworów rymowanych, zresztą dość nielicznych. Swoją drogą, pomyśleć, jak niewiele brakowało, żebym wtedy, w roku pańskim 1935, poszedł "za ciosem", gdy po raz pierwszy odezwało się moje powołanie humorysty. Nie musiałem przecież w tym celu pisać do "Prosto z mostu", mogłem choćby - do szuflady. Przyśpieszyło by to o około dziesięć lat krystalizowanie się mojej osobowości jako rozweselacza, czy raczej "rozpogodzacza" bliźnich. No ale nie poszedłem "za ciosem", zupełnie nie zdając sobie wtedy sprawy z własnych predyspozycji. <br> Jakoś tak od połowy tych moich przedostatnich wakacji1 moja nieco rozproszona na różne panienki