nim. Reynevan rzucił okiem na wygasłe, wciąż jeszcze parujące occultum, na skulonych w słomie debili. Pospieszył na schody, po drodze przestępując nad zwłokami Tomasza Alfy, któremu rozbijająca drzwi eksplozja przyniosła nie wolność, lecz śmierć.<br>- Hosanna! - na górze Urban Horn witał już oswobodzicieli. - Hosanna, bratrzy! Witaj, Halada! Na Boga, Raabe! Tybald Raabe! To ty? <br>- Horn? - zdziwił się Tybald Raabe. - Ty tutaj? Ty żyjesz?<br>- Chryste, pewnie! Jak to więc? Więc to nie z mojego powodu...<br>- Nie z twojego - wtrącił nazwany Haladą Czech z wielkim czerwonym kielichem na piersi. - Radem, Horn, cię widzieć całym, ano. A i kneź Ambroż się uraduje... Ale napadliśmy na