żaru.<br>Migotliwie zapłonęła gromnica. Mrowiec ujął ją, niby w lichtarz, w garść lewą, zaś w prawej, w palcach kurczowo zaciśniętych dzierżąc trzonek owego dzwonka -ruszył do drzwi. Idąc mamrotał pacierze i wstrząsał dzwonkiem nabożnie, z przejęciem... Nikły dźwięk odzywał się lękliwie, kołatał żałośnie wśród gwałtownego szumu ulewy.<br>Wzmagała się burza. Raz w raz wstrząsał się Mrowiec od strasznego huku blisko strzelających gromów. Teraz był to już nieustanny, przeciągły łoskot suchych trzasków i ponurego, toczącego się odległe grzmienia. Obszedł Mrowiec sień, gdzie ów łoskot słyszało się głośniej, wiatr wpadał tam przez niewiadome szpary i szczeliny, a próg zaciekał ulewą. Z tej sieni pchnął kolanem