Typ tekstu: Książka
Tytuł: Klechdy domowe
Rok wydania: 1996
Rok powstania: 1960
się nisko. Sam konia odprowadzał do stajni i miał zawsze pilne staranie, by obsłużyć gościa.
Dietrich butnie wchodził do oberży.
W obszernej izbie pod ścianami ławy stały i wąskie stoły. Zaraz pojawiały się dziewczęta niosąc misy z jadłem. Gospodarz podawał ciężki srebrny dzban i kubek takiż napełniony winem sprowadzonym znad Renu, a nalawszy do pełna, kłaniał się nisko.
Kiedy raz po skończonym obiedzie siedział sobie Dietrich rozweselony na ławie, drzwi gospody otwarły się i kilku mężczyzn stanęło przed nim, pokłoniwszy się głęboko.
Byli to burmistrz i rajcowie.
Pierwszy przemówił burmistrz, a słowa jego tłumaczył Dietrichowi sekretarz:
- Możny panie i dobrodzieju! Miasto
się nisko. Sam konia odprowadzał do stajni i miał zawsze pilne staranie, by obsłużyć gościa. <br>Dietrich butnie wchodził do oberży. <br>W obszernej izbie pod ścianami ławy stały i wąskie stoły. Zaraz pojawiały się dziewczęta niosąc misy z jadłem. Gospodarz podawał ciężki srebrny dzban i kubek takiż napełniony winem sprowadzonym znad Renu, a nalawszy do pełna, kłaniał się nisko. <br>Kiedy raz po skończonym obiedzie siedział sobie Dietrich rozweselony na ławie, drzwi gospody otwarły się i kilku mężczyzn stanęło przed nim, pokłoniwszy się głęboko. <br>Byli to burmistrz i rajcowie. <br>Pierwszy przemówił burmistrz, a słowa jego tłumaczył Dietrichowi sekretarz: <br>- Możny panie i dobrodzieju! Miasto
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego