zwykłym bólem. Doron czuł ucisk, czuł czternaście palców między włosami, czternaście pazurów dziurawiących skórę. Ale prócz tego z dłoni tołpawy wyrastać zaczął inny ból. Jego nitki, cienkie jak pajęcza przędza, przeniknęły czaszkę, wpełzły do głowy, wąskimi strumykami popłynęły do oczu, uszu, nosa. Liść usłyszał tętno obcej siły, nie służącej Ziemi Rodzicielce, odmiennej, ale równej. Moc wody.<br><orig>Karogga</> wypadła z dłoni Dorona. Nie miał sił, by drgnąć, by zrobić ruch, jego mięśnie wiotczały, poddawały się bólowi. Myśli uciekały gdzieś, ginęły, zatracały w ciemności. Doron, Liść, wybraniec Świętego Gaju umierał.<br>I wtedy drgnęło drzewo. Nie, nie drzewo, wątły krzaczek jeszcze, młoda olcha. Narodziła