przez całe życie nie umiał sensownie zapełnić tej jednej, w sobie. Zacisnął powieki, opadły ciężkie. Za krótką ziemską chwilę przyjmie go otchłań. Wypełniło się. Dotarł do kresu. Ona objęła go, przyjęła łaskawie, z ulgą, też na niego czekała. Nareszcie był u siebie.<br><br>Wieczorem ktoś zastukał w okiennicę domku dyżurnego ruchu Salwy. Salwa spał bardzo zmęczony, wcześniej prosił żonę, aby go nie budzić. Wystraszona Salwowa z lękiem zapytała:<br>- Kto tam?<br>- To ja, Konstanty Krogulec, wpuście mnie, mam sprawę do waszego.<br>- Teraz śpi, przyjdźcie jutro z rana.<br>- To bardzo ważne, obudźcie go.<br>- Nie trzeba budzić, sam wstałem - Salwa ocierał wąsy, na ramiona zarzucił