usłyszeli plusk. Woda rozwarła się i zamknęła swą zdobycz.<br>Widowisko skończone. Marek roześmiał się głośno. Odpowiedział mu grzmot potężny, podobny do osunięcia się skały. Zawył wiatr, w powietrzu zawirowały liście i trawy. Miedzianobure zwały chmur, niby stado rozbieganych koni, pędziły po stropie niebios. Kilka dużych kropli deszczu spadło na ziemię. Ściemniło się prawie zupełnie.<br>Rozpętała się burza.<br><br><tit>W SZKOLE GLADIATORÓW</><br>Wczesnym rankiem, gdy jeszcze różane palce Jutrzenki mocowały się z otwieraniem podwoi niebios dla władcy słońca, boskiego Apollina, dwaj mężczyźni wyszli z dużego, dwupiętrowego domu. Uzbrojeni strażnicy, stojący przy masywnych, okutych drzwiach, przepuścili ich w milczeniu.<br>Dom stał na ogromnym, prostokątnym placu