Typ tekstu: Książka
Autor: Grynberg Henryk
Tytuł: Drohobycz, Drohobycz
Rok: 1997
sklepikarka. Was...? Bist Judin...? - zdziwił się Niemiec, patrząc mi w oczy. Szczo-że...? Ne rozumiju... - odpowiedziałam. Machnął ręką i pojechał dalej.

Uciekłam na łąki. Dziewczyny pasły krowy i rzewnie po ukraińsku śpiewały. Może znacie jakiegoś gospodarza, któremu potrzebna pastuszka? - spytałam. Dowiemy się, przyjdź jutro, powiedziały. A do jutra było daleko. Ściemniło się i zaczął padać deszcz, krowy poszły do obór. Przykucnęłam pod krzakiem, mokra ziemia nie pozwalała mi się położyć. Ani jedna gwiazda nie zaświeciła, ani jeden pies nie zaszczekał, tylko ciemność i głuche milczenie, jakby już nikogo nie było na świecie, ni człowieka, ni Boga.

Gospodarz był policjantem. De twoja maty
sklepikarka. Was...? Bist Judin...? - zdziwił się Niemiec, patrząc mi w oczy. Szczo-że...? Ne rozumiju... - odpowiedziałam. Machnął ręką i pojechał dalej.<br><br>Uciekłam na łąki. Dziewczyny pasły krowy i rzewnie po ukraińsku śpiewały. Może znacie jakiegoś gospodarza, któremu potrzebna pastuszka? - spytałam. Dowiemy się, przyjdź jutro, powiedziały. A do jutra było daleko. Ściemniło się i zaczął padać deszcz, krowy poszły do obór. Przykucnęłam pod krzakiem, mokra ziemia nie pozwalała mi się położyć. Ani jedna gwiazda nie zaświeciła, ani jeden pies nie zaszczekał, tylko ciemność i głuche milczenie, jakby już nikogo nie było na świecie, ni człowieka, ni Boga.<br><br>Gospodarz był policjantem. De twoja maty
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego