to nie ostrze z łuku skośnookich jeźdźców,<br>Ale widok wiejących w pobliżu kościoła<br>Czarno-białych sztandarów powalił strażnika<br>Jakby ciosem topora, w nagłej świadomości,<br>Pod modrym polskim niebem, na krakowskim rynku...</><br><br><div1><tit1>WIERZBIE NASZEJ</><br><br>Jakżeś wspaniała, wierzbo, w swoim stoicyzmie!<br>Gałęźmi wciąż promienna, choć spiorunowana<br>Od rosochatej głowy po głębie korzeni.<br>Siwa kurzem i prochem, otwarta na oścież,<br>Prawie już kora tylko, lecz tak pewna siebie,<br>Jakbyś kolumną wsparta była niewidzialną.<br>"Przetrwam i tak - powiadasz tęskniącym swym szumem<br>- Bo z naszej ziemi dumę wyssałam rodzimą..."</><br><br><div1><tit1>ZAZDROŚĆ</><br><br>Żałowałam, przechodząc, że ten biały dworek<br>Nie jest moim, że piękna ziemia tego kraju<br>Nie moją