Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
nasłuchiwała. Rozległ się brzęk tłuczonych szyb, łomotanie do bramy nie ustawało. Nad wrzawą górowały plugawe wymysły. Przez płot posypały się kamienie.

Sytuacja stawała się coraz groźniejsza, gdyż opór mocnej bramy wzmagał wściekłość rozbestwionej bandy.

Matka zaprowadziła nas na strych. Tam wyjeła z ukrycia rewolwer ojca, znany mi jeszcze z Nowych Sokolników, błyszczący niklowy "Smith i Wesson", przełamała go, sprawdziła, czy są w bębenku naboje; skupienie na twarzy i zmarszczone brwi świadczyły o jej determinacji. Nie poznawałem własnej matki i przyglądałem się jej z podziwem. Wyglądała wspaniale w tym swoim spokoju, gdy bez trwogi pełna godności, niczym matka Grakchów, tuliła nas do
nasłuchiwała. Rozległ się brzęk tłuczonych szyb, łomotanie do bramy nie ustawało. Nad wrzawą górowały plugawe wymysły. Przez płot posypały się kamienie.<br><br>Sytuacja stawała się coraz groźniejsza, gdyż opór mocnej bramy wzmagał wściekłość rozbestwionej bandy.<br><br>Matka zaprowadziła nas na strych. Tam wyjeła z ukrycia rewolwer ojca, znany mi jeszcze z Nowych Sokolników, błyszczący niklowy "Smith i Wesson", przełamała go, sprawdziła, czy są w bębenku naboje; skupienie na twarzy i zmarszczone brwi świadczyły o jej determinacji. Nie poznawałem własnej matki i przyglądałem się jej z podziwem. Wyglądała wspaniale w tym swoim spokoju, gdy bez trwogi pełna godności, niczym matka Grakchów, tuliła nas do
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego