kiedyś popielniczka, stała u męża <br>w przymierzalni, po co ma leżeć, chciałam porąbać <br>do spalenia, ale dziewucha tak płakała, że <br>to chce, to niech ma, sobie umyje i niech się bawi.<br><br>- Zrobiło się późno - mówi po wyjściu <br>z piwnicy, patrząc na słońce, matka Szprychy.<br><br>- No to do widzenia.<br><br>- Do.<br><br>Matka Szprychy przez klatkę schodową wchodzi na <br>podwórko. W jednej ręce trzyma wiadro, jakby <br>nic nie ważyło, mimo że wielkie bryły węgla <br>wystają sporą piramidą ponad cynowy pierścień, <br>drugą przyciska do boku płaską sylwetę, idzie <br>wyprostowana, silna, niebieskimi oczami <br>szukając jasnych włosów córki.<br><br>Pająk już ćwiczy łapanie piłki na kampę, dzień dobry