Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
Och, nie znoszę tych wszystkićh zrównoważonych kawalerów, którzy mi prawią banalne komplementy i wybałuszają cielęce oczy... O, nie!...


Wstała, otrzepała spódnicę i dodała z westchnieniem:

Ja iszczu to, czewo niet na swietie,
Czemu nie bywat' na swietie...

Na wschodzie za lasem zbierały się chmury. Niebo stało się czarne i groźne. W oddali widać było ukośne smugi. Wiatr lecąc ż tamtej strony zwiastował burzę. Zenaida Mojsiejewna przyłożyła do ust dłoń zwiniętą w trąbkę i zawołała kilkakrotnie:

- Raisa! Chłopcy! Wracajcie! Wracajcie!

Szybkim krokiem, niemal biegiem, ruszyliśmy ku domowi.

Gdy zbliżaliśmy się do dziury w parkanie, spadły pierwsze ciężkie krople deszczu. W ostatniej chwili zdążyliśmy
Och, nie znoszę tych wszystkićh zrównoważonych kawalerów, którzy mi prawią banalne komplementy i wybałuszają cielęce oczy... O, nie!...<br><br><br>Wstała, otrzepała spódnicę i dodała z westchnieniem:<br><br> Ja iszczu to, czewo niet na swietie,<br> Czemu nie bywat' na swietie...<br><br> Na wschodzie za lasem zbierały się chmury. Niebo stało się czarne i groźne. W oddali widać było ukośne smugi. Wiatr lecąc ż tamtej strony zwiastował burzę. Zenaida Mojsiejewna przyłożyła do ust dłoń zwiniętą w trąbkę i zawołała kilkakrotnie:<br><br>- Raisa! Chłopcy! Wracajcie! Wracajcie!<br><br>Szybkim krokiem, niemal biegiem, ruszyliśmy ku domowi.<br><br>Gdy zbliżaliśmy się do dziury w parkanie, spadły pierwsze ciężkie krople deszczu. W ostatniej chwili zdążyliśmy
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego