i nie pragnął unieść głowy, żeby zobaczyć niebo nad sobą, nie chciał żyć i nie chciał umierać. Wszystko dokoła trwało w bezruchu, obce, zimne, smutne. Powoli z zastygłych barw i cieni ułożył się obraz Puszkarni o przedwieczornej porze. W zielonej pianie krzaków płynie Jaskula, ocierając się bokiem o czerwony jar. W oddali widać białe mury starej papierni jak umarła ręka. Rumiane światło słońca leżało na drzewach i trawie wysokiej. A tam, pomiędzy kruszynami zbryzganymi czerwienią jagód, z czarnej gałęzi zwisał dziwny kształt człowieczy. On jeden pośród tych snów był realny i znajomy. On, co obudził pierwszy lęk, niepokój, który nosi się całe