Pradesz, na zaproszenie tamtejszego gubernatora stanowego. Nie wiem, dlaczego Stary się guzdrał, czekałem długo przed rezydencją, a potem gnaliśmy, żeby nadrobić spóźnienie. Najpierw nas przytrzymali na moście na Dżamunie. Potem na Gandze, mosty wąskie, ruch jednostronny. Zobaczyłem, że naprzeciw jadą wojskowe tabory, wozy, <orig>tongi</>, a na czele idzie rozsypana piechota. "Wal pierwszy - krzyczy ambasador - mamy prawo, jadę z proporczykiem, oficjalnie''. A oni już wchodzą na most. Wiedziałem, że nie przepuszczą, bo czy się oni znają? Czekaliśmy, a oni leźli i leźli. Czasami robiły się przerwy i można było przeskoczyć, ale o maskę oparł się tyłkiem sierżant z chorągiewką i nic sobie