ją nazywał, wydał jeszcze jedno przyjęcie dla radców kulturalnych różnych ambasad w Rzymie, na którym miał ogłosić swój projekt "zbratania narodów", więcej jednak starań przykładając do kompozycji na stole niż do treści projektu. Wina były wyborne, dołączane do dań niczym cenne kamienie do pierścienia, sam cmokał nad nimi z zachwytem. Wdał się, bo przypomniał mu się Monelli ze swoim monoklem, w rozważania o filozofii wina, naśladując przyjaciela jak stary histrion w teatrze dionizyjskim, a gdy czuł, że butelki nazbyt zaczepnie poruszają się po stole, wołał: "Wino, które nas nie pokona, nie jest nas godne!". <br>Pokonało, niestety, następnego dnia nie pojechaliśmy w